czwartek, 21 sierpnia 2014

Po drugiej stronie globu

Niecałe dwa lata po podboju Ameryki Północnej, zabrałam się za eksplorację Ameryki Południowej, z której - mniej lub bardziej regularnie - przesyłam bezpośrednie relacje na ten oto blog: www.podrugiejstronieglobu.blogspot.com .
Zdjęcia też się pojawią, ale najpewniej dopiero po moim powrocie na koniec września, jako że internetowe połączenie z Amazonii, w której obecnie przebywam, zdecydowanie nie dorównuje tempa łączom europejskim. Póki co fotografie obejrzeć można tylko na moim prywatnym facebooku. Polecam niemniej śledzenie przygód "blond Gringuity na krańcu świata" :P.
I pozdrawiam serdecznie wszystkich Czytelników!

PS Nawet się nie spodziewacie jak wiele Michaela jest w Ameryce Południowej :D




środa, 19 marca 2014

Cuda naprawdę się zdarzają

Zaraz popłaczę się ze wzruszenia!

Przed chwilą wydarzyło się coś, co napełniło mnie taką radością, że skaczę po pokoju i śmieję się do siebie jak wariat. W tak szampański nastrój wprawiła mnie niespodzianka, którą... sama sobie sprawiłam!

Cały ranek spędziłam na czytaniu pewnej wspaniałej książki o Indianach północnoamerykańskich, którzy stanowią jedną z największych mych pasji. Po zakończeniu rozdziału postanowiłam sięgnąć do mojej starej kolekcji magazynów National Geographic, żeby przypomnieć sobie, czy przypadkiem któryś z numerów nie zawiera więcej informacji na ten temat. Sięgnęłam po kilka egzemplarzy z 2007 roku. Jeden z nich, sierpniowy, przyciągnął mą uwagę artykułem o starożytnych Majach, o których czytałam z fascynacją wiele lat temu. Pamiętałam, że do tego numeru była wówczas dołączona mapa prezentująca rozmieszczenie różnych ludów i państw-miast Ameryki Środkowej. Przewertowałam pismo, lecz jej nie znalazłam. Zauważyłam za to, że między którymiś stronami znajduje się jakaś kartka. Odczytałam jej treść i zamarłam.

To był krótki list, który napisałam w wieku nie więcej niż 15 lat. Zaczyna się słowami:

"Nie wiem, kto czyta ten list. Dlatego zwracam sięw nim do Ciebie, mam nadzieję, że Cię to nie urazi. Musisz wiedzieć, że czuję się bardzo szczęśliwa, że w ogóle czytasz ten list."

Dalej napisałam kilka osobistych zdań, których tu nie zacytuję, bo cenię sobie swoją prywatność. W każdym razie, chodziło mi mniej więcej o to, że czułam się nieszczęśliwa w swoim młodzieńczym życiu. Te krótkie wyznania kończę słowami:

"Dlatego tak bardzo pragnę choć jeden dzień zabawy i radości spędzić z Michaelem i innymi dziećmi w Neverland. Mam nadzieję, że wtedy poczułabym się szczęśliwym dzieckiem, a to zmieniłoby całe moje życie. Proszę, tak bardzo proszę o pomoc."

To takie cudowne uczucie wiedzieć, że spełniło się swoje największe Marzenie z dzieciństwa. Zajęło mi to wprawdzie kolejnych pięć lat, ale nigdy nie opuściłam pragnienia, które zrodziło się we mnie tak dawno temu. O wizycie w Neverland marzyłam na długo przed napisaniem tego listu, choć nie jestem w stanie nawet określić w którym roku on powstał. Najprawdopodobniej było to przed siedmiu laty. Pamiętam, że mniej więcej po roku od tego momentu zaczęły się we mnie rodzić liczne wątpliwości, czy to Marzenie w ogóle da się spełnić, żyjąc w szarej Polsce, bez grosza przy duszy, będąc zwykłą nastolatką, której nawet nikt nie chciał dorywczo zatrudnić do sprzątania. A co gorsza, ten stan rzeczy spowodował, że zaczęłam też wątpić, że czy samo moje Marzenie w ogóle ma jakiś sens.

Później nadszedł 25 czerwca 2009. Wszystko legło w gruzach, już nie było nawet do czego dążyć. Koniec dzieciństwa. Smutny czas.
Ale szczęśliwie się stało, że po jakimś czasie te Marzenia zaczęły do mnie wracać. Może i Michaela nie było już w fizycznej postaci, ale był chyba jeszcze bardziej, bo był wśród nas swoim duchem. W tamtych czasach zaczęłam się interesować wieloma innymi rzeczami, ale Michael zawsze był dla mnie symbolem tego dobra i piękna, jakiego zawsze we wszystkim poszukiwałam. Lecąc do Ameryki w 2012 roku nie wiedziałam, czy uda mi się dotrzeć do Neverlandu. Marzenie nie płonęło już ognistym żarem, tylko małym tlącym się płomykiem, ale jednak wciąż było tak bardzo obecne gdzieś na dnie mojej duszy.

Moja wielka prośba o pomoc została wysłuchana. I dzięki temu przeżyłam ten jeden jedyny, najbardziej magiczny dzień w moim życiu. Kto wysłuchał tej prośby? Każdy powie co chce, ale ja i tak wiem swoje :)).


A teraz mój współczesny list do Czytelników:

Nigdy nie porzucaj swoich Marzeń, choćby nie wiem co!
Nie musisz wiedzieć jak, nie musisz mieć środków, musisz tylko Marzyć.
I pewnego dnia pomoc nadejdzie.

Pozdrawiam Was Najserdeczniej!
Kinga


PS Bardzo dziekuję za ponad pięć i pół tysiąca wyświetleń :)).

piątek, 13 września 2013

4000!

Najmilsi Czytelnicy i Fani Michaela,

Pragnę Wam ogromnie podziękować za ciągłe zainteresowanie moją opowieścią i dzielenie się ze mną swoimi przemyśleniami na jej temat. Dzisiaj liczba odwiedzin na tej stronie sięgnęła czterech tysięcy - to bardzo dużo zważywszy na półroczne istnienie tego bloga i tylko jedną (jak dotąd) opublikowaną historię. Bardzo cieszy mnie ten wynik i motywuje do dalszej pracy, którą musiałam przerwać na dłuższy czas z różnych nieprzewidzianych przyczyn. Czegóż sobie życzyć - pozostańcie ze mną, a ja obiecuję, że wkrótce zasypię Was wieloma nowymi opowieściami z pierwszej ręki :-).
Wielkie Dzięki!

Kinga